Pomóc i zostawić dobre wrażenie

Od sierpnia 2023 roku w jednym z najpopularniejszych programów TVP, największej, państwowej telewizji publicznej w Polsce, bardzo często pojawia się pastor Andrzej Siciński z Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego.

12 LUTEGO 2025 (NR 1060) [AAI | Daniel Kluska / Zdj.: Vod.tvp.pl]

DANIEL KLUSKA: Chodzi o program „Sprawa dla reportera”. Zanim zapytam o to, jak się tam znalazłeś, to powiedz coś więcej o samym programie.

ANDRZEJ SICIŃSKI: „Sprawa dla reportera” to program interwencyjny obecny w TVP od 42 lat – rekord! To autorski program redaktor Elżbiety Jaworowicz, która do dziś go prowadzi wraz z zespołem współpracowników. To prawdziwa gwiazda telewizji. W każdym cotygodniowym odcinku poza ludźmi, który proszą telewizję o pomoc, występuje też grono ekspertów i komentatorów. Są prawnicy, lekarze, psychologowie, politycy, etycy i duchowni. Program ten każdego czwartku ogląda późnym wieczorem ponad milion widzów.

No to jak się w nim znalazłeś i w jakim charakterze obecnie w nim występujesz?

Do programu zostałem zaproszony. Do wcześniejszego odcinka zaproszono innego pastora adwentystycznego z Polski – Marka Micyka, znanego z częstych misji charytatywnych w Afryce. Jedna ze spraw dotyczyła małżeństwa polsko-afrykańskiego, więc uznano, że pastor ze znajomością kultury afrykańskiej może mieć coś ciekawego do powiedzenia. Wyszło na tyle dobrze, że chciano go zaprosić kolejny raz do podobnej sprawy – małżeństwa nie tylko podobnie mieszanego kulturowo, ale także religijnie, tyle że z wątkiem sporu prawnego tego małżeństwa z polskimi rodzicami o dom w Polsce oraz z wątkiem dyskryminacji religijnej. Pastor Micyk zaproponował mnie – jako również pastora, ale także jako publicystę i prawnika zajmującego się w Kościele od lat kwestiami wolności religijnej. Redakcja dokonała małego researchu mojej osoby i chyba jej wyszło, że warto. Myślałem, że to jednorazowe doświadczenie, ale po pierwszym przyszły kolejne zaproszenia. Polacy są bardzo religijni, stąd redakcja oczekuje ode mnie zwykle jakiegoś duchowego komentarza i moralnej oceny sprawy.

W programach „Sprawa dla reportera” pastor Andrzej Siciński pojawił się do tej pory już ponad 26 razy [Fot.: Vod.tvp.pl]

Jesteś jedynym duchownym występującym w „Sprawie dla reportera”?

Zanim się pojawiłem w tym programie, przyznaję, że rzadko go oglądałem. Zauważyłem jednak, że zawsze był w nim obecny jakiś duchowny, ale katolicki – ksiądz lub zakonnik. Moja obecność w programie świadczy chyba o tym, że TVP postanowiła postawić na większą różnorodność światopoglądową zapraszanych gości i ekspertów. Często bywa, że jestem jedynym duchownym w danym odcinku. Czasem bywa nas dwóch – ja i katolicki ksiądz profesor, a czasem trzech, bo przez Skype’a łączy się z nami jeszcze jakiś zakonnik. Nasze opinie nie zawsze są zgodne. Czasem mam wrażenie, że redakcja wręcz oczekuje, iż nie będziemy się w czymś zgadzać.

Te programy są na żywo, czy są wcześniej nagrywane?

Programy są nagrywane. Kilka dni wcześniej dostajemy mailem materiały do każdej z dwóch lub trzech spraw, które będą poruszane. To kilkanaście do kilkudziesięciu stron. Potrzebuję kilku godzin, żeby to przeczytać, przemyśleć i przygotować zarys własnych komentarzy. Zasady są proste: trzeba mówić krótko, dynamicznie i nie to, co inni już powiedzieli. Zwłaszcza to ostatnie jest trudne, bo duchowny zwykle pytany jest na końcu. Często muszę modyfikować swoją przygotowaną wcześniej wypowiedź pod wpływem czy to prezentowanego w studio krótkiego reportażu o sprawie, czy pod wpływem wypowiedzi samych zainteresowanych, czy wypowiedzi ekspertów. Staram się, by moje wypowiedzi nie były dłuższe niż minutę każda. Samo nagranie trwa cztery godziny, a emisja w telewizji niecałą godzinę. To oznacza, że wiele wypowiedzi jest usuwanych, a inne są skracane do samej esencji. Uważam za sukces, gdy podczas emisji w programie zostaną pokazane całe moje wypowiedzi i to do każdej z poruszanych spraw. Jak dotąd tak jest prawie zawsze. Do studia dojeżdżam zwykle rowerem. To tylko 15 minut od mojego mieszkania w Warszawie.  

Program „Sprawa dla reportera” obecny jest w Telewizji Polskiej już od 42 lat [Fot.: Vod.tvp.pl]

Już na początku zapytano mnie, jak mnie przedstawiać widzom – jako redaktora, prawnika czy pastora? Poprosiłem, żeby używano formuły: „Andrzej Siciński – pastor Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego”. I tak ilekroć emitowana jest moja wypowiedź, na dole ekranu na kilka sekund pojawia się taki napis. A trzeba wiedzieć, że w Polsce mieszka blisko 38 mln ludzi, głównie katolików, a adwentystów jest tylko sześć tysięcy.

To ile to już razy miałeś okazję w nim występować?

Każdy odcinek, w którym uczestniczyłem, ma w moim komputerze odrębny katalog z materiałami. I jest ich już 26. Było też dużo zaproszeń, których ze względu na inne zaplanowane obowiązki nie mogłem przyjąć.

Jakie sprawy są najczęściej komentowane?

Każdy odcinek to dwie lub trzy sprawy. Często są to jakeś zaciekłe spory rodzinne, sąsiedzkie, pracowników z pracodawcami, petentów z urzędami. Wtedy chodzi o to, jak pomóc takim ludziom się pogodzić. Jak wyważyć sprzeczne racje i argumenty? Często chodzi o poczucie krzywdy ze strony wymiaru sprawiedliwości, bo ktoś we własnym mniemaniu lub nawet obiektywnie został potraktowany niesprawiedliwie przez system. Wtedy trzeba wskazać możliwe drogi wyjścia i pocieszyć. I prawie zawsze trzeba też pomóc komuś bardzo choremu, kto nie ma już w Polsce możliwości skutecznego leczenia, a na zagraniczne  leczenie brak mu środków finansowych. Wtedy apelujemy o zbiórki.

Moją rolą, jako duchownego, jest godzić zwaśnionych, pocieszać skrzywdzonych i apelować do widzów o wsparcie dla potrzebujących. Bywa jednak, że czasem muszę też wypowiedzieć się mocniej, ostrzegawczo i może nawet karcąco – gdy widzę na przykład próbę manipulacji przez uczestników programu uczuciami ekspertów i widzów albo gdy widzę, jak rodzice walcząc w telewizji o opiekę nad dziećmi, w istocie je psychicznie krzywdzą. Bywa, że odwołuję się publicznie do Boga lub tekstów Biblii, ale tylko wtedy, gdy bohater danej sprawy ujawnia w trakcie programu, że jest osobą wierzącą. To sytuacja bardzo częsta. Jednak gdy tego nie ma, staram się nie nadawać swoim komentarzom wydźwięku religijnego.

Może podasz jakieś najbardziej poruszające przykłady komentowanych spraw.

Grupa rodziców dorosłych dzieci z różnymi niepełnosprawnościami intelektualnymi i fizycznymi założyła Stowarzyszenie „Jesteśmy Betanią”. Pragną zapewnić swoim dzieciom wspólny dom, aby – gdy jako rodzice odejdą z tego świata – inni młodsi rodzice mogli się ich dziećmi zaopiekować. Miasto przekazało im na ten cel duży budynek starej szkoły, ale wymaga on gruntownego remontu i adaptacji. A oni nie mają pieniędzy. Bez wsparcia widzów sobie nie poradzą. Przygotowując się do programu, wiedziałem, że trzeba będzie wyjaśnić związek między Betanią w nazwie stowarzyszenia a jego głównym celem. Gdy mówiłem, że w Betanii znajdował się dom przyjaciół Jezusa, u których bywał, że tam wzbudził z martwych Łazarza, że w Betanii doszło do namaszczenia Jego nóg niezwykle drogim olejkiem i że w okolicy Betanii doszło do wniebowstąpienia Jezusa – i gdy odniosłem to wszystko do pragnień tych rodziców, to wszyscy mieli łzy w oczach.

„Moją rolą, jako duchownego, jest godzić zwaśnionych, pocieszać skrzywdzonych i apelować do widzów o wsparcie dla potrzebujących”. [Fot.: Vod.tvp.pl]

W jednym z odcinków usiadło obok siebie aż troje adwentystów dnia siódmego. Byli to dr med. Tomasz Karauda, znana aktorka Anna Samusionek i ja. Tych dwoje moich przyjaciół zostało zaproszonych z uwagi na to, iż byli prowadzącymi koncert charytatywny na rzecz chłopca chorego na dystrofię mięśniową Duchenne’a. Na jego leczenie w USA trzeba było zebrać 16 mln złotych. Nie wiedzieliśmy, że spotkamy się razem w studio. Temat był ciężki, ale spotkanie wspaniałe. 

W ostatnim emitowanym odcinku wszystkich przybiła tragedia mężczyzny, któremu w kilka godzin, niespodziewanie zmarła młoda ciężarna żona. Lekarze z umierającej wydobyli niemal martwego wcześniaka. Dziecko nie mówi, nie słyszy i nie chodzi, i chyba nawet nie widzi. Mężczyzna chciał tylko prawdy o tym, czy nikt z medyków nie popełnił błędu. W pewnym sensie miał nawet nadzieję na ten błąd, bo to dałoby mu podstawę walczyć o odszkodowanie, co pomogłoby mu wychowywać to bardzo niepełnosprawne dziecko. Nam samym w studio trudno było powstrzymać łzy. Z dokumentów i opinii fachowców wynikało, że błędu nie było. A przed tym zbolałym młodym ojcem całe życie, w którym będzie musiał być dla swoich synów, zdrowego i chorego, jednocześnie ojcem, matką i opiekunem. To był wierzący człowiek, uznałem więc, że pocieszeniem dla niego będzie zasugerowanie mu powołania do świętości – które przez to doświadczenie być może właśnie otrzymał. Mówiłem, że nie musimy szukać świętych w przeszłości czy w niebie, bo wielu takich żyje wśród nas. Są to ludzie, których los postawił w takiej właśnie sytuacji, jak naszego bohatera – konieczności zrezygnowania ze wszystkich swoich życiowych planów ze względu na postawione przed nimi zadanie. Tu jest nim poświęcenie się dla własnych dzieci i z miłości do nich. Nie wiem, czy pomogłem, ale mam taką nadzieję.

Czy jesteś już rozpoznawalny publicznie?

Nie po to uczestniczę w tym programie. Nie zostaje się pastorem dla popularności i rozpoznawalności. Jeśli ktoś tym się kieruje, wybierając tę służbę, może się srodze zawieść. Ja telewizji nie szukałem – to ona znalazła mnie. To, na czym mi zależy, to aby przez moją obecność mój Kościół – z tą swoją dziwną i długą dla przeciętnego Polaka nazwą – stał się bardziej rozpoznawalny i akceptowalny.

Pastor Andrzej Siciński jest dyrektorem Sekretariatu Spraw Publicznych i Wolności Religijnej przy Zarządzie Kościoła Adwentystów w Polsce [Fot.: Vod.tvp.pl]

A co do własnej rozpoznawalności, to jeszcze przed telewizją byłem już mniej lub bardziej znany ze względu na moją ponad 20-letnią działalność publicystyczną jako redaktor naczelny „Znaków Czasu”, adwentystycznego miesięcznika społeczno-religijnego, oraz ze względu na działalność na polu relacji międzywyznaniowych i kościelno-państwowych jako dyrektor Sekretariatu Spraw Publicznych i Wolności Religijnej. Ale ostatnio zdarzyło się już kilka sytuacji, że ktoś do mnie telefonował, napisał maila czy rozpoznał mnie w sytuacji publicznej jako uczestnika „Sprawy dla reportera”.

Czego można ci życzyć w tym kontekście?

Nie ukrywam, że chciałbym, by ta współpraca z TVP trwała dalej. Lubię pomagać i mam satysfakcję, że dzięki temu programowi mogę się z jego uczestnikami dzielić ułamkami swojego życiowego doświadczenia, również tego duchowego. Życz mi mądrości z góry. Sam modlę się o nią przed każdym nagraniem. Nie łudzę się, że widzowie będą pamiętać moje wypowiedzi, ale pragnę jednego – by nie dać plamy i zostać zapamiętanym jako ktoś, kto mądrze i ciepło się wypowiada, choć jest pastorem. Duchowni bowiem w świecie coraz bardziej zsekularyzowanym generalnie nie kojarzą się najlepiej. Tego chcę najbardziej – żeby nazwa mojego Kościoła przy moim nazwisku dzięki tym występom dobrze się kojarzyła. Tylko tyle i aż tyle.

AAI

Źródło: https://adwent.pl/pomoc-i-zostawic-dobre-wrazenie/